Długi rowerowy dzień. Najpierw do roboty. Przyjemnie, korzystając z najlepszej w tym roku pogody. Jechało się na prawdę dobrze i szybko. Na miejscu średnia oscylowała w granicach 24 km/h. Jak na mnie to naprawdę przyzwoicie.
Wiedziałem, że na początek Masy nie zdążę. Nie było takiej opcji, skoro dyżur kończyłem o 19. Wyszedłem z pracy tak z 15 po 19. Nic to, złapałem peleton ok 19.40 na Wilanowskiej. Z przyjemnością dojechałem do Pl. Zamkowego. Jak zwykle rowery poszły w górę!
Zostało dojechać do domu. Z jednym małym ekscesem, poniekąd spowodowanym przeze mnie, choć nie dotyczącym mnie bezpośrednio. Na szczęście... Na Puławskiej jakiś idiota zabrał się za wyprzedzanie mojej skromnej osoby zupełnie nie patrząc w lusterko. Efekt? Gwałtowne hamowanie, klaksony, tylko przypadkiem nie doszło do karambolu. Żeby nie było - na tym odcinku Puławskiej nie ma drogi rowerowej, jechałem z prawej strony pasa (choć w bezpiecznej odległości od krawędzi), rower oświetlony a plecak oczojebny:> Było mnie widać...
To był błąd. Wyjrzałem za okno, stwierdziłem - a, lekka mżawka, z 15 stopni - jadę. Czuje to po dziś dzień. Gardło czerwone, obolałe, ledwo przełykam. Wilgotne ubranie plus cholerny wiatr - przepis na zapalenie gardła.
Poza tym, nowe przepisy w przychodni. Zamiast załatwić to co chciałem, następnego dnia musiałem jechać jeszcze raz, zrywając się z roboty. Choć nie ma tego złego... przynajmniej lekarz obejrzał gardło:>
Oby to był początek regularnego zasuwania do pracy na dwóch kółkach. Zobaczymy, czy starczy mi dyscypliny:>
A! Tuż przed końcem dnia w pracy przez Wawę przeszłą naprawdę potężna zlewa. Na szczęście choć intensywna to dość krótka. I dobrze, bo zdecydowałem się ją przeczekać w firmie.
Przedziwny dzień. Rano do roboty, po raz pierwszy w sobotę. Dyżur zaczynał się o 9.00 i na dzień dobry dzisiejszy news... Flagi z kirem opuszczone do połowy, a równocześnie trzeba normalnie funkcjonować i obsługiwać czytelników.
Wracając do przejazdu. Wyjątkowo dobrze się jechało, nawet wiatr nie dawał się we znaki - a na Siekierkowskim potrafi. Udało się też uniknąć deszczu. Zaczęło podać, jak już byłem w robocie, gdy wychodziłem prawie nie było ślad po deszczu.
To był dłuuuugi rowerowy dzień. Przynajmniej jak dla mnie.
Rano do pracy. Akurat tak się złożyło, że dzisiaj cały dzień w BNSG. Jak przystało na tzw. pracowników merytorycznych większość dnia tachaliśmy regały i inne duperele. Trzeba było przygotować pomieszczenie do remontu. W międzyczasie trafiła się pizza i zimne piwko.
Powrót do domu bez rewelacji, choć czułem w rękach i nogach noszenie mebli. Nic to. W domu szybkie jedzenie, Janosik w TV (ROTFL) i w drogę na WMK. Część drogi jednak Metrem. I chyba dobrze...
Masa ruszyła kilka minut po 18. Bez jakich zbędnych pogaduszek czy innych pierdół. I dobrze. Poniżej trasa: Krakowskie Przedmieście, Nowy Świat, Al. Ujazdowskie, Piękna, Pl. Konstytucji, Waryńskiego, Puławska, Rakowiecka, Al. Niepodległości, Chałubińskiego, Al. Jerozolimskie, Pl. Zawiszy, Towarowa, Okopowa, Anielewicza, Al. Jana Pawła II, Rondo "Radosława", Okopowa, Leszno, Górczewska, Elekcyjna, Ordona, Kasprzaka, Prosta, Świętokrzyska, Emilii Plater, Al. Jerozolimskie, Nowy Świat, Krakowskie Przedmieście.
Oficjalnie średnia wyniosła prawie 16 km/h. Według mnie była trochę niższa, ale i tak - jak na Masę niespotykana. W efekcie trochę po 20 (miej więcej po 2h jazdy) zameldowaliśmy się na Zamkowym. Biorąc pod uwagę bardzo dobrą pogodę trochę rozczarowuje, że było ledwo ponad 300 osób. co do pogody - w pewnym momencie coś jakby zaczęło kropić. Skończyło się na strachu. Za to w trakcie jazdy dłonie grabiały (nie tylko ja miałem podobny problem) mimo rękawic z długimi palcami. Muszę nabyć drogą kupna zimowe rękawice rowerowe.
Przed powrotem do domu szybka przekąska. Nie po raz pierwszy ratuje mnie fast food na Świętojańskiej. Hot Dog za 5 pln i jazda do domu.
Jadąc trochę żałowałem, że mykam w pojedynkę. W grupie łatwiej byłoby utrzymać dobre tempo.
Nie spodziewałem się, że na przełomie listopada i grudnia będę mykał do pracy na rowerku. Ale skoro pogoda sprzyja, to czemu nie?:>
Niestety dzisiaj przejazd wspomagany metrem. Jak się człowiek rano grzebie i nie wychodzi o czasie, to tak to się kończy. Heh, trudno. W robocie i tak byli zaskoczeni a ja się przynajmniej nie spóźniłem...