Od dłuższego czasu potrzebny był mi klucz nastawny, tak ze 32 mm jak nie lepiej. Ale oczywiście normalnie do Obi tudzież innego marketu mam za daleko. Całe 4 km. Komu by się chciało ruszyć d...? Ale jak już ma się dyżur w pracy... Zabawne by tylko było, gdyby ktoś mi przeszukał plecak - 30 centymetrowy kawał żelastwa. ROTFL
Nic to. Poza tym bez rewelacji. Tym razem już nie próbowałem wpakować się pod żadne auto:>
Wstyd się przyznać, ale rano z własnej, nieprzymuszonej woli wpierdzieliłbym się pod samochód. Nie wiem o czym myślałem, ale wjeżdżanie na czerwonym nie jest najmądrzejszą rzeczą jaką można zrobić. Mam tylko nadzieję, że gość nie zagotował się za bardzo.
Btw, kolano jeszcze się odzywa. Nie jest to już ból, ale pewien dyskomfort pozostał.
Co wam powiem, to wam powiem, ale wam powiem, że rano było pierońsko zimno. To oraz fakt spóźnienia spowodowało, że do Centrum podjechałem metrem. Stamtąd do roboty było niewiele ponad 6 km.
Powrót już normalnie. Pogoda wręcz wymarzona. Słońce, ale bez upału, lekki wiatr - to je to. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie noga. Coś się wzięło i spierdzieliło w kolanie, zresztą już na samym początku. Boli. Zobaczymy jutro, w którą stronę będzie rozwijać się sytuacja.
Masakra. Tak można określić dzisiejsze warunki. Wał Miedzeszyński ciągle zamknięty. Woda po wały, daleko od normalnego koryta. Robi wrażenie. No i troszkę kombinować trzeba, jak przejechać. Legalnie of course, bo po co mieć do czynienia z władzą;)
Pogoda. Po południu ponad 30 stopni, duchota, wilgoć. I, ot paradoks. Wiatr dał popalić jak rzadko. Jakoś tak ludzie bez entuzjazmu jechali...
Wał Miedzeszyński zamknięty, pytanie więc było - jak rano dojechać do pracy. Poszedłem na łatwiznę - do Centrum metrem i potem Mostem Poniatowskiego. Potem już tylko przez Saską Kępę...
Po południu czas było sprawdzić jak tam z tymi wałami jest. Trochę trzeba było się pokręcić, od Fieldorfa dojazdu do mostu nie ma.
Przy okazji tak sobie popatrzyłem na tę naszą Wisłę cholerną. Porządnie wylała, pod samiuśkie wały. Wszędzie od diabła mundurowych pilnujących, żeby się człowiek nie zapędzał gdzie nie trzeba. Nic to, oby tylko szybko fala przeszła...
Rano spokojnie, powrót z dozą niepewności - zdążę przed zlewą, czy nie. Zdążyłem... I bardzo dobrze, bo to co zaczęło się niedługo po powrocie do domu zdecydowanie nie zachęcało do przebywania na dworzu.