Uchachany wracam do domu, wnoszę rower i widzę, że w trakcie jazdy tylny błotnik powiedział papa... No żesz kurwa, tego nie było w planach. Inna sprawa, że zapędziłem się na takie ścieżki, iż wymiękłem. Zamiast jazdy (i tak na mięciutkim przełożeniu) było prowadzenie roweru. Wszystko to byłoby pikuś, gdyby nie ten błotnik... 70 pln w plecy:/
Tym razem na drugi brzeg Wisły - na Pragę i Bródno.
Zima się skończyła to i ludzi na Masie przybyło. Ponad 1200 osób w marcu to bardzo przyzwoity wynik. Trzeba przyznać, że pogoda dopisała. Kilkanaście stopni powyżej zera, lekki wiaterek, żadnego deszczu - i o to chodzi!
Według planów miało być troszkę inaczej. Mieliśmy zapędzić się w rejony Bartniczej, Rembielińskiej i Wyszogrodzkiej, skończyło się na objechaniu Cmentarza Bródnowskiego. Również zamiast na Żoliborz (zielony Żoliborz, pieprzony Żoliborz...) od razu Międzyparkową na Muranów... Szkoda, był czas, była ochota. W efekcie dotarliśmy na pl. Zamkowy circa o 20.30. Mieliśmy jakieś 30 minut zapasu. Akurat...
Nie znaczy to, że było źle. Wręcz przeciwnie. Zabezpieczenie dawało sobie naprawdę dobrze radę. Tych kilka (krótkich!) postojów nie przeszkadzało za bardzo. A zjazd Książęcą podobał się chyba wszystkim. gromkie LoL
A po Masie, jak zwykle, trzeba było opierdolić coś na ciepło. Dwa hot-dogi były akurat:>
Od dość długiego czasu organizowane są "weekendowe wycieczki z przewodnikami PTTK pod Warszawą". Tym razem się zabrałem. Przyjemne trzydzieści kilka kilometrów po Ursynowie, Wilanowie i podwarszawskich miejscowościach nad Wisłą. Przyzwoite tempo, ładna pogoda. Warto było.
Na koniec już na własną rękę trochę jazdy po Lesie Kabackim. Błoto, kałuże, lód pokryty śniegową breją lub zalany wodą. Koło kręcące się w miejscu, uślizgi przy mocniejszych skrętach. Podjazd pod skarpę był ciekawy... ;)Jednym słowem - ślisko. Na tyle, że i spacerowicze mięli kłopoty z równowagą. Krótki odcinek a dał w kość dużo bardziej niż cała wcześniejsza przejażdżka. Odbiło się to dość wyraźnie na średniej... Rower też to odczuł - godzina czyszczenia go z błocka...
Wiadomo, biednemu zawsze wiatr w oczy. A dziś piździło jak cholera przez cały czas, w obie strony. Nie powiem, czułem to w nogach. Muszę popracować nad kondycją:/
A, najważniejsze. Celem wycieczki było obcykanie drogi do nowej pracy. Coś lekko popieprzyłem, zamiast circa 17 km wyszło 19... Mała różnica, ale jak się rano człowiek spieszy do roboty, to i te 2 km robią różnicę. Czyż nie?:>
Heh, paradoks. W sobotę napatoczyć się na dyrektorkę.