Pierwsze primo. Te 45 km to tak trochę na oko. Masa miała jakieś 36-37 km, kilka doszło na dojazdach do niej i z niej. Brak dokładniejszych danych spowodowany brakiem licznika... na nowym rowerze...
Drugie primo. Debiut nowego roweru - nota bene prosto ze sklepu pojechałem na Masę. Terrago 2 Disk 2009 zwie się to bydle, a prezentuje się całkiem, całkiem... Jak się tak na prawdę na nim jeździ będę mógł powiedzieć po pierwszym 1k km
Trzecie primo. W końcu o samej Masie. Co dziwne - jadąc do Ursusa nie zostaliśmy zlani przez ulewę. Tak jakoś nietypowo:> Tamtej części Warszawy nie znam prawie zupełnie, więc co do trasy to proponuję obadać na stronie WMK, tak będzie najlepiej. Choć końcówka została trochę zmieniona względem planowanej trasy - z Prymasa Tysiąclecia odbiliśmy w prawo, w Kasprzaka i już dalej Prostą i Świętokrzyską jechaliśmy do Nowego Światu. I tak na Pl. Zamkowym byliśmy sporo po 22...
Czwarte primo. Niech mi ktoś wyjaśni, co było powodem postojów w trakcie WMK??? Ze cztery razy traciliśmy czas stojąc i oglądając widoki. Podsłuchując rozmowy organizatorów doszedłem do wniosku, że i w ich gronie nie wszyscy wiedzieli co się dzieje...
Rano szybko, miło i bez problemu. Wracając poczułem, że coś jest nie tak - na jakiejś hopce tylna felga coś twardo walnęła w ziemie. Mimo wszystko dało się dojechać do domu, choć nie za szybko.
Zostało tylko zmienić dętkę, bo kleić jej już się nie opłacało. Przy moich wybitnych zdolnościach manualnych trochę to trwało:>
Uuuuf, tym razem bez przygód:> Rano tym razem Wołoską. Na zjeździe z wiaduktu łączącego Puławską i Rzymowskiego prawie 50 km/h. Podobało mi się to:> Na dole dostrzegłem kumpla - heh, do pracy dotarł z 5 min po mnie...
Na Ursynów we dwóch, tempem spacerowym, przy bardzo miłej pogodzie.
Wieczorem jeszcze rowerowy spacer na zakupy. Obniżył trochę średnią ale co tam:>
Miało być fajnie, elokwentny wpis typu - jakie dwie rzeczy łączą Warszawę i Chicago? I tu, i tu mnóstwo Polaków a wiatr głowę urywa.
Za to jest wyraz frustracji. Jechało się fajnie rano, nie najgorzej po południu... aż do Ursynowa. Poszła ośka w tylnej piaście. Całe szczęście, że był serwis obok i nawet wzięli rower na warsztat od ręki... Pal licho tych kilka złociszy, ale to kolejna krzywa akcja z tym rowerem. Powoli jego czas mija, a to nie napawa mnie optymizmem.
Rano bez problemów. Temperatura ok, może trochę przeszkadzał wiatr. Ale bez przesady. Gorzej po południu:/ Przy Wyścigach złapał mnie deszcz. Momentalnie temperatura spadła o kilka stopni, w połączeniu z wiatrem i lejącą się na głowę wodą tworzyło to mało przyjemną kombinację.
Do pracy norma, z powrotem z kumplem. I tyle w temacie
Jednak okazało się, że to nie wszystko... W tylnym kole poszła szprycha, dwie inne też nie wyglądają najlepiej. Koło się od razu scentrowało. Niestety, ale bez serwisu się nie obejdzie, a... najszybciej to odprowadzę rower w poniedziałek. W sumie będzie pewnie z tydzień bez jazdy.
Chciałoby się napisać - pełen standard. Jednak dwie rzeczy były trochę nietypowe: 1. Muszę popracować nad przeskakiwaniem między pasami w ruchu ulicznym. Zabrakło cohones, wyobraźnia podsunęła kilka ciekawych widoków i w efekcie nie skręciłem z Puławskiej w lewo w Rakowiecką. 2. Astma. Dała dziś znać o sobie, co było średnio przyjemne. Duchota panująca po południu sprawy nie ułatwiała. Paradoks - z jednej strony było duszno, szło na deszcz, z drugiej na sporych odcinkach dokuczał mocny wiatr.