Runda z Kabat przez Las Kabacki, Wilanów, pogranicze mokotowsko-ursynowskie:>, Ursynów z powrotem na Kabaty. W lesie trochę wytrzęsło (tego się spodziewałem) ale już jazda Wilanowską była zaskoczeniem. Dawno tam nie byłem i rozkopane pobocze Wilanowskiej po południowej stronie (odcinek między Mokotowem a Wilanowem) było dla mnie niespodzianką. Dało się przejechać choć z niewielką prędkością. To, że było ciemno choć oko wykol na pewno nie pomagało. Kilka razy trzeba było jednak rower poprowadzić...
W Lesie akurat byłem jak zmierzchało. Specyficzne oświetlenie dało mi się we znaki. Pojawiły się, na szczęście nieznaczne, kłopoty z oceną jakości błotnistej i zasypanej liśćmi drogi. Kilkoro spotkanych rowerzystów miało chyba podobne kłopoty.
Reszta drogi bez fajerwerków czy jakiś nieprzyjemnych niespodzianek.
Nocna runda po Ursynowie urozmaicona kilkoma kilometrami po lesie. Błoto, momentami mżawka. Jazda po lesie, czasem po dość wąskich dróżkach z kałużami czy gałęziami i pieńkami, choć krótka to dość mocno nadwyrężyła mi nadgarstki. Kilkukrotnie musiałem ratować się przed wywrotką po uślizgu tylnego koła. Przód na szczęście ratował amortyzator. Choć krótko to dość intensywnie. Podobało mi się...
Zdecydowanie trzeba mieć nierówno pod sufitem by w taką pogodę w ogóle wyściubiać noś na rower. Marznąca mżawka przechodząca w deszcz, silny wiatr od którego grabiały ręce nawet w rękawiczkach. Do tego ślisko jak cholera na cudownej kostce bauma i zachlapane okulary. Miodzio! Było zajebiście:>
Ot, nocny przejazd przez miasto. Fajnie się jechało, pusto na ulicach, spore zdziwienie pieszych jak ich mijałem.
Może to naiwne, ale wy też odczuwacie taki spadek wydolności przy niskiej temperaturze? Do tego gęba szczelnie zamknięta, żeby nie wdychać zimnego powietrza prosto do gardła i krtani... i nawet na niewielkich podjazdach było dość ciężko...
Pisałem coś o jesieni? he? Mamy zimę... Śnieg się nie utrzymał ale temperatura po zmroku ledwo odstaje od zera. Do tego ostry wiat prosto w gębę. To nie jest to co tygrysy lubią najbardziej, oj nie.
Musiałem być w kilku miejscach na Ursynowie (TESCO, Galeria Ursynów, Euro RTV AGD, Obi). Jak lepiej niż rowerem w tej pięknej dzielnicy, gdzie transport miejski opiera się na zasadzie: dowieźmy wszystkich do metra nawet jak im nie po drodze:>
No nic:> Trasa nieduża ale i tak dała mi trochę popalić. Wspomniany wiatr wpychał oddech z powrotem do ust wychładzając krtań. Dobrze, że miałem kominiarkę, choć trochę ocieplała uszy, zatoki i gardło. Zobaczę jutro rano, czy wystarczyła...
Zapomniałbym. W trakcie jazdy miałem dwa niemiłe zdarzenia... Najpierw na Wąwozowej, potem na KEN-ie pod samiuśkie koła włazili mi piesi. Gówno było widać (akurat padało) a oni nie zachowali choćby minimum uwagi. Efekt? Jedna osoba zaliczyła glebę (pojechała na śliskiej kostce, mnie się udało ją wyminąć). Oj, usłyszałem kilka "kurew":>
To, że jest zimno i mokro nie zwalnia z zachowania ostrożności przy drogach rowerowych! Zawsze znajdą się tacy porąbańcy, co to jeżdżą cały rok!
Bardzo krótki przejazd, ale bardzo owocny - nowe błotniki. Przez najbliższe miesiące jazda bez nich dostarczałaby niekoniecznie takich wrażeń, jakich bym oczekiwał.
Co do samego przejazdu. Zimno, mokro i wietrznie. Jak wyjechałem nie było nawet tak źle (silny wiatr ale nie lało). Kończyłem w marznącym deszczu. Niby było te 6-7 stopni, ale temperatura odczuwalna była zdecydowanie niższa.
Aha, jeszcze jedno. Dalej będę pomstował na pieszych łażących po drogach rowerowych (mając obok chodnik) oraz na batmanów i miłośników pogawędek przez telefon w trakcie jazdy.