Żeby spełnić swój obywatelski obowiązek trzeba było przetransportować się na drugą stronę miasta. Choć pogoda pod psem nie mogłem sobie odpuścić przejażdżki na rowerze.
Masakra. Tak można określić dzisiejsze warunki. Wał Miedzeszyński ciągle zamknięty. Woda po wały, daleko od normalnego koryta. Robi wrażenie. No i troszkę kombinować trzeba, jak przejechać. Legalnie of course, bo po co mieć do czynienia z władzą;)
Pogoda. Po południu ponad 30 stopni, duchota, wilgoć. I, ot paradoks. Wiatr dał popalić jak rzadko. Jakoś tak ludzie bez entuzjazmu jechali...
Wał Miedzeszyński zamknięty, pytanie więc było - jak rano dojechać do pracy. Poszedłem na łatwiznę - do Centrum metrem i potem Mostem Poniatowskiego. Potem już tylko przez Saską Kępę...
Po południu czas było sprawdzić jak tam z tymi wałami jest. Trochę trzeba było się pokręcić, od Fieldorfa dojazdu do mostu nie ma.
Przy okazji tak sobie popatrzyłem na tę naszą Wisłę cholerną. Porządnie wylała, pod samiuśkie wały. Wszędzie od diabła mundurowych pilnujących, żeby się człowiek nie zapędzał gdzie nie trzeba. Nic to, oby tylko szybko fala przeszła...
Popatrzcie ludzie na średnią. Przecież to ręce opadają. Ale po kolei...
Jak mogę staram się na Masę dojechać na dwóch kółkach. W końcu rower nie służy tylko do pokazania się na pl. Zamkowym. Nie tym razem. Zjebany po całym tygodniu bardziej niż zwykle intensywnej pracy oraz po AC/DC wykorzystałem czas na krótką drzemkę. Więc na WMK już Metrem...
Na pl. Zamkowym wszystko grało i kolidowało ;) Kapelka se brzdąkała (całkiem fajny punk/ska/alternatywa) ludzie się zjeżdzali korzystając z dobrej pogody. Wwdług planów poraz pierwszy od baaaardzo dawna mieliśmy nie jechać Krakowskim Przedmieściem i Nowym Światem. Masa bez Traktu Królewskiego? I tak było, tyle że okazało się to poronionym pomysłem. Przy całej mojej sympatii dla organizatorów przejazd mostem Śląsko-Dąbrowskim okazał się całkowitą porażką. Co z tego, że pozwoliliśmy jechać komunikacji publicznej, skoro wszystko się chrzaniło przy wspólnym, tramwajowo-autobusowym) przystanku. Zatrzymywanie i dzielenie peletonu, potem, już za mostem wspólna jazda z autobusami - w efekcie zablokowaliśmy ruch znacznie bardziej niż zwykle, powodując cholerną irytację u kierowców i pieszych (większą niż zwykle).
Zanim peleton się połączył czekało nas jeszcze 15 minut sterczenia przed Rondem Starzyńskiego. Sorry, panie i panowie organizatorzy, ale za miesiąc frekwencja będzie mniejsza. Znudzenie i wkurzenie uczestników osiągnęło rzadko spotykany poziom. Argumenty o braku zabezpieczenia ze strony policji nikogo specjalnie nie przekonały.
Dalszy przejazd już bez większego bólu, tyle tylko, że cała trasa została porządnie skrócona. 18-19 kilometrów ze średnią rzędu 7 km/h. Ręce (i nie tylko) opadają. Trudno się dziwić, że po Masie całe towarzystwo rozjechało się znacznie szybciej niż zwykle...
W ramach kwestii porządkowych. Planowana trasa: Pl. Zamkowy, Podwale, Kapitulna, Miodowa, Senatorska, Nowy Przejazd, Al. Solidarności, Most Śląsko-Dąbrowski, Al.Solidarności, Szwedzka, 11 listopada, rondo Żaba, Starzyńskiego, Jagiellońska, Cyryla i Metodego, Pl. Wileński, Targowa, Zamoyskiego, Zieleniecka, Most Poniatowskiego, Al. Jerozolimskie, Emilii Plater, Koszykowa, Pl. Konstytucji, Waryńskiego, Boya-Żeleńskiego, Pl. Unii Lubelskiej, Marszałkowska, Pl. Zbawiciela, Marszałkowska, Pl. Konstytucji, Marszałkowska, Świętokrzyska, Rondo ONZ, Jana Pawła II, Solidarności, Pl. Bankowy, Senatorska, Pl. Zamkowy.
Rano spokojnie, powrót z dozą niepewności - zdążę przed zlewą, czy nie. Zdążyłem... I bardzo dobrze, bo to co zaczęło się niedługo po powrocie do domu zdecydowanie nie zachęcało do przebywania na dworzu.