Myślę, że nikogo już nie dziwi tytuł wpisu:> Szkoda mi kasy na wachę i na kartę miejską to zapylam na rowerze do roboty:> I nawet przestałem się spóźniać. ROTFL
No nic. Do pracy standard. Po południu trzeba było podrzucić trochę materiałów do BNSG WP a potem już do domu. Z Rakowieckiej najłatwiej Kazimierzowską...
Wieczorem jeszcze do TESCO. I tyle. Amen.
ps. W kwietniu wyszło ponad 514 km. Jak dla mnie absolutny rekord. Zobaczymy jak będzie w maju... Wacha pewnie nie stanieje przed wakacjami:P
Do pracy szybko jak nigdy, długie odcinki na najmocniejszym przełożeniu. Za to z powrotem - masakra. Pierońsko silny wiatr. Przy podobnej mocy wkładanej w jazdę momentami dawało się jechać circa 15 km/h. Beznadzieja...
ot siurpryza... dojechawszy do roboty zastałem kumpli na jednośladach. w końcu się zmobilizowali do przyjazdu. i bardzo dobrze. w sumie przyjazd na rowerach zajmuje mniej więcej tyle samo czasu co zbiorkomem, a o ileż przyjemniej.
w tych okolicznościach powrót wyglądał raźniej, a ze i przed świętami wcześniej skończyliśmy to jeszcze szybki przystanek w merlinie na polu mokotowskim i dalej w drogę... znaczy, eee... ja nic nie mówiłem ;)
Praca nad średnią:> Mam nadzieję, że za miesiąc przejazd do pracy zajmie nie więcej niż 35 min. I to już byłaby wyraźna różnica w stosunku do jazdy zbiorkomem:P
Rano ok. 10 stopni, po pracy ~17, prawie bezwietrznie. Po deszczu zeszła duchota i jechało się komfortowo:>