Miało być typowo - do pracy i z powrotem. I tyle. Podkusiło mnie jednak by wziąć rower i pojechać do najbliższego salonu telekomuny. Tyle, że go właśnie zlikwidowano... Tak więc zamiast 30 jest 40.
Aż trudno uwierzyć ale... nie padało. Istny cud tej jesie... eee... wiosny. Jazda bez nadzwyczajnych wrażeń - po prostu do pracy i z powrotem plus małe zakupy.
Przejazd przez miasto nocą. Najciekawiej na Woli i w centrum - jakaś awantura, ściąganie pijaczków przez Straż Miejską, sporo piątkowych imprezowiczów.
Z ciekawostek - kilka km ścigania się ze 157. Układ świateł i przystanków powodował, że wyprzedzaliśmy się na zmianę na odcinku kilku km - mniej więcej od Anielewicza do Jerozolimskich. To musiało być frustrujące dla kierowcy:>
Jak w tytule - pętla po Ursynowie i tyle. Dobra pogoda do jazdy - ok. 9 st. C, lekki wiatr, nie wpływający zbytnio na jazdę. I tylko piesi łażący po ścieżkach rowerowych. Już nawet pal licho, że łażą, ale mogliby przynajmniej uważać i patrzeć, co się dzieje. Ale po co?
Miało być tylko do serwisu i powrót metrem, wyszło troszkę inaczej:> ale i tak skromniutko... choć biorąc pod uwagę 2 tony papieru przerzucone w robicie...
wzmianka o pogodzie - na K.E.N. potrafi piździć jak mało gdzie. Wiatr zatrzymywał niemal w miejscu.