Popatrzcie ludzie na średnią. Przecież to ręce opadają. Ale po kolei...
Jak mogę staram się na Masę dojechać na dwóch kółkach. W końcu rower nie służy tylko do pokazania się na pl. Zamkowym. Nie tym razem. Zjebany po całym tygodniu bardziej niż zwykle intensywnej pracy oraz po AC/DC wykorzystałem czas na krótką drzemkę. Więc na WMK już Metrem...
Na pl. Zamkowym wszystko grało i kolidowało ;) Kapelka se brzdąkała (całkiem fajny punk/ska/alternatywa) ludzie się zjeżdzali korzystając z dobrej pogody. Wwdług planów poraz pierwszy od baaaardzo dawna mieliśmy nie jechać Krakowskim Przedmieściem i Nowym Światem. Masa bez Traktu Królewskiego? I tak było, tyle że okazało się to poronionym pomysłem. Przy całej mojej sympatii dla organizatorów przejazd mostem Śląsko-Dąbrowskim okazał się całkowitą porażką. Co z tego, że pozwoliliśmy jechać komunikacji publicznej, skoro wszystko się chrzaniło przy wspólnym, tramwajowo-autobusowym) przystanku. Zatrzymywanie i dzielenie peletonu, potem, już za mostem wspólna jazda z autobusami - w efekcie zablokowaliśmy ruch znacznie bardziej niż zwykle, powodując cholerną irytację u kierowców i pieszych (większą niż zwykle).
Zanim peleton się połączył czekało nas jeszcze 15 minut sterczenia przed Rondem Starzyńskiego. Sorry, panie i panowie organizatorzy, ale za miesiąc frekwencja będzie mniejsza. Znudzenie i wkurzenie uczestników osiągnęło rzadko spotykany poziom. Argumenty o braku zabezpieczenia ze strony policji nikogo specjalnie nie przekonały.
Dalszy przejazd już bez większego bólu, tyle tylko, że cała trasa została porządnie skrócona. 18-19 kilometrów ze średnią rzędu 7 km/h. Ręce (i nie tylko) opadają. Trudno się dziwić, że po Masie całe towarzystwo rozjechało się znacznie szybciej niż zwykle...
W ramach kwestii porządkowych. Planowana trasa: Pl. Zamkowy, Podwale, Kapitulna, Miodowa, Senatorska, Nowy Przejazd, Al. Solidarności, Most Śląsko-Dąbrowski, Al.Solidarności, Szwedzka, 11 listopada, rondo Żaba, Starzyńskiego, Jagiellońska, Cyryla i Metodego, Pl. Wileński, Targowa, Zamoyskiego, Zieleniecka, Most Poniatowskiego, Al. Jerozolimskie, Emilii Plater, Koszykowa, Pl. Konstytucji, Waryńskiego, Boya-Żeleńskiego, Pl. Unii Lubelskiej, Marszałkowska, Pl. Zbawiciela, Marszałkowska, Pl. Konstytucji, Marszałkowska, Świętokrzyska, Rondo ONZ, Jana Pawła II, Solidarności, Pl. Bankowy, Senatorska, Pl. Zamkowy.
Rano spokojnie, powrót z dozą niepewności - zdążę przed zlewą, czy nie. Zdążyłem... I bardzo dobrze, bo to co zaczęło się niedługo po powrocie do domu zdecydowanie nie zachęcało do przebywania na dworzu.
Runda, powiedzmy "treningowa", po Lesie Kabackim. Średnia prędkość może nie powala, ale biorąc pod uwagę trasę (gałęzie, wąskie ścieżki, błoto), nie jest źle. Ważne, że po tygodniowym rozbracie z rowerem spowodowanej infekcją jechało się dobrze, oskrzela pracowały normalnie. To znaczy normalnie jak na astmatyka...
Długi rowerowy dzień. Najpierw do roboty. Przyjemnie, korzystając z najlepszej w tym roku pogody. Jechało się na prawdę dobrze i szybko. Na miejscu średnia oscylowała w granicach 24 km/h. Jak na mnie to naprawdę przyzwoicie.
Wiedziałem, że na początek Masy nie zdążę. Nie było takiej opcji, skoro dyżur kończyłem o 19. Wyszedłem z pracy tak z 15 po 19. Nic to, złapałem peleton ok 19.40 na Wilanowskiej. Z przyjemnością dojechałem do Pl. Zamkowego. Jak zwykle rowery poszły w górę!
Zostało dojechać do domu. Z jednym małym ekscesem, poniekąd spowodowanym przeze mnie, choć nie dotyczącym mnie bezpośrednio. Na szczęście... Na Puławskiej jakiś idiota zabrał się za wyprzedzanie mojej skromnej osoby zupełnie nie patrząc w lusterko. Efekt? Gwałtowne hamowanie, klaksony, tylko przypadkiem nie doszło do karambolu. Żeby nie było - na tym odcinku Puławskiej nie ma drogi rowerowej, jechałem z prawej strony pasa (choć w bezpiecznej odległości od krawędzi), rower oświetlony a plecak oczojebny:> Było mnie widać...
To był błąd. Wyjrzałem za okno, stwierdziłem - a, lekka mżawka, z 15 stopni - jadę. Czuje to po dziś dzień. Gardło czerwone, obolałe, ledwo przełykam. Wilgotne ubranie plus cholerny wiatr - przepis na zapalenie gardła.
Poza tym, nowe przepisy w przychodni. Zamiast załatwić to co chciałem, następnego dnia musiałem jechać jeszcze raz, zrywając się z roboty. Choć nie ma tego złego... przynajmniej lekarz obejrzał gardło:>