Miłe złego początki. Naprawdę dobrze się jechało - fajna, kręta droga nad Wisłą. i tak sobie jechałem do wysokości Kanału Praskiego. Tam trzeba wjechać na mostek, zresztą dość ostry, sztywny podjazd... Patrzę, biega sobie stadko brązowych zwierzątek. O, jakie ładne... tylko co? Już po chwili wiedziałem "co" - warchlaki... A obok stała sobie mamusia i tak patrzyła... całkiem rozumnie. Raz uchem zastrzygła, drugi raz... i patrzyła. Wiecie co? Powolutku się wycofałem, losze pomachałem i wybrałem się w drogę powrotną ;)
Wypad w kierunku mostu Grota-Roweckiego. W końcu trochę fajniejszej trasy, bardziej krętej i nierównej. Rower się zdecydowanie lepiej zbiera na ziemnych nawierzchniach niż na asfalcie/betonie.